piątek, 6 lutego 2009

wizytacja artysty z USAaaa

Przepraszam ale nie znam godnosci jego i spózniłam sie jak pokazywał swoje prace, jak sie pytalam ludzi co robi jedni mówili ze maluje inni ze rzezbi, wiec sie usmiechnelam i juz pózniej tylko slychalam i o nic sie nie pytałam. Niektóre jego korekty mi sie podobaly inne mniej, najfajniejsze w moim odczuciu bylo to jak opowiadal o szkolnictwie w stanach, jak ludziom zalezy na tym i jak potrafią być zmotywowani do takiego stopnia aby placic rocznie 30 tys dolarów za edukacje. Oczywiscie wspominal o minusach jakimi sa odleglosci aby przemieszczac sie i móc obejrzec sztuke w innym stanie. Opowiadal o Majami i jak niektorzy starszej generacji profesorowie uczą. To tak w bardzo duzym skrócie, ale uwazam takie spotkanie za genialna konfrontacje z wlasnym dzielem jak i wyzwanie jezykowe, w dziesiejszej dobie uwazam takie przezycie jako nieodlaczny element edykacyjny w szkole artystycznej. Również oznaczyłam na zdjeciach pare niemieckich studentów uczeszczajacych razem ze mna na zajecia jak i Kesi (nie wiem czy tak poprawnie pisze sie jej imie) belgijke , która darze wielka sympatia. Jest slodko-orginalna. Mam nadzieje, ze takie praktyki dotra równiez i do Polski. Nastepna rzeczą na którą musze zwrocić uwagę, bo prawie bym to ominęła ,gdyż dla mnie stało się to już normalne to fakt posiadania przez studentów swojej przestrzeni/ pracowni na terenie budyn ku. Co automatycznie eliminowało problem wystawienniczy, przechodziliśmy od pracowni do pracowni, to jest zupełnie inna forma pracy do tego każdy robi kompletnie coś innego od reszty, mieszaja tworzywa, techniki, pomyslowość prześciga się z wybujałą fantazja. Kazdy ma swój własny film. Jednym slowem; NIEdaSIEtegoOPISAC :)))))))))))))))))))))

1 komentarz:

Unknown pisze...

to chyba nazywa sie wolnosc, otwartosc, zrozumienie!!! slyszalem kiedys o tym w telewizji :)))))))))