sobota, 14 lutego 2009

Zwiedzanie sztuki...

Po zajęciach z video w środę poszliśmy na wystawę do muzeum foto, gdzie min. prezentował swoje prace Erwin Olaf 1984-2009. Z początku oczywiscie nie chcałam iść bo miałam laptopa i statyw, a latanie po galeriach tak obładowana 'it's no fun.' Aże to Olaf to juz wogule byłam zadowolona. Po 30 min (moze troche mniej) zupełnie straciłam szacunek dla jego twórczości. Zdecydowanie lubie dwie najczęściej pokazywane jego prace, ale ogółem jak to mówią w UK 'It' s not my cup of tea'. Plastikowe towarzystwo mnie nie interesuje.... Powyżej była przecudna b&w projekcja video chińskiego autorstwa , Yanga Fudonga "East of Que Village" reprezentowana na 6 ekranach. Kadry ukazywały życie biednych ludzi w chińskiej wiosce, oraz drugą odsłonę do tego albo nawet trzon główny stanowiły przejmujace ujęcia psiej walki o przetrwanie w trudnych czasach. Tak sie tam zasiedziałam, że az pomnie przyszli i nie zobaczyłam młodej belgijskiej tworczości fotograficznej. Koen (Kun) prof od video postanowił mi pokazać najważniejsze galerie, których jest dość sporo na przestrzeni tak gdzies 1km kwadratowego. Bardzo podoba mi sie tutejszy system otwierania wystaw jednocześnie, odbywa sie to co 5 tygodni i ponoć na ulicach tej części miasta jest bardzo tłoczno i ludzie chodzą od drzwi galerji do kolejnych-w sumie poziom wysmakowania gustowego jest tu bardzo duży. Nie wiem czy to zasługa tradycji miasta czy duzej ilości artystów??? Ale takich sklepów to ja nie widziałam jeszcze.....ostatnio się zastanawiałam czemu męczą mnie myśli umeblowywania mieszkania którego jeszcze nie mam - teraz juz wiem, po tym co sie naoglądałam chetnie pourządzała bym pare przestrzeni ludziom z kasą, kreatywnie na mnie wpłyneły te wystawy sklepowe. Wracajac do tematu chciałam opisać jeszcze jedna ciekawą galerie , w której byliśmy. Ja byłam na samym przodzie, wchodzimy do galeri odrazu po lewej stronie coś na wzór kantorkowego, przeszklonego biura gdzie siedziały dwie panie, które zbytnio nie zwróciły na nas uwagi ,przeszliśmy korytarzem i za jakieś 5kroków dalej wyszliśmy na powietrze i były kolejne drzwi (jak bym była sama nie wiem co bym pomyślała i czy dalej bym szła bo to wyglądało jak prywatne wejście bez żadnych oznaczeń) za drzwiami jeszcze mniejszy korytarz gdzie ledwo sie mieściłam z tymi swoimi klamotami i po 6metrach pytam sie gdzie mam iść, na co profesor mówi prosto- a przedemna nic nie bylo ściana, na co on mi każe ja popchnać i w tym momencie wchodzimy na faktyczna wystawe Leona Vrankena w Stella Lohaus Galery. Była to instalacja drewniana, na szynach którą jak sie popchneło była zarazem wejściem i wyjściem a ruch w jaki wprawiano maszynę był automatycznym ruchem wałka umieszczonego na samym końcu instalacji, który malował na ścianie. To bylo ciekawe przezycie, bardzo mi sie podobało sam fakt, że byłam pierwszy raz w tej galeri i wejście samo w sobie jest specyficzne to jeszcze ten spreparowany korytarz prowadzacy prosto w głab maszynerji z wałkiem i zieloną farba na końcu.

Brak komentarzy: