niedziela, 22 lutego 2009

17-19.02.09

W tym czasie odbyłam mała wycieczke szkolna do Amsterdamu, zorganizowana przez uczelnie. tuz przed wyjazdem nie czulam sie wewnetrznie dobrze i bylo mi wszystko jedno gdzie, co i z kim o ile?...?...? Finish był taki ,ze bardzo chcialam tam zostać, wkoncu poczułam miasto, ludzi i cos w środku mnie:) Podróż w jedna strone z Antwerpi do Amsterdamu autokarem zajela nam troche ponad 2 godz. Bardzo cieszyłam sie jak na miejscu okazało sie ,ze oprócz mnie jest jeszcze jeden student na wymianie , a była nią Mery francuska. okazalo sie ze duzo mamy podobnych zainteresowań co ulatwiało nam zwiedzanie Amsterdamu, do tego byla bezkonfliktowa i chyba oprocz mnie jedyna w temacie tutejszego klimatu:) Pierwszego dnia udalo nam sie niespotkac z grupa na placu "Dam" co zaowocowalo obejrzeniem streat artu w wykonaniu Anglika, najbardziej podobały mi sie jego teksty, ktore uwieczniłam na dyktafonie (jak by ktos był zainteresowany). Potem zwiedziłyśmy muzeum tuz przy damie, nie pamietam nazwy a nastepnie poszłyśmy do galerii 'W139' bardo ciekawa współczesna sztuka, gdzie artysci mieszkaja badz stacjonuja w miejscu wystawowym (na pietrze oczywiście- odrazu przypomnialy mi sie klimaty stoczniowe) fajny pomysł , czesto artysci nie maja tyle kasy aby mieszkac i miec pracownie jednoczesnie, tu w tej czesci Europy widze ze takie pracownie sa czesto udostepniane studentom przez szkoly badz mlodym artystom przez galerie. Tego dnia mialam przyjemność poraz pierwszy skosztowac zupy pietruszkowej- byla przesmaczna, bardzo dobrze doprawiona. Wieczorem wyszłyśmy razem z dziewczynami z pokoju i ich kolezankami do restauracji na kolacje. W sumie to byl nasz pierwszy i ostatni kontakt z nimi, gdyz wiekowo, mentalnie i jezykowo totalnnie sie róznilyśmy z Mery od reszty belgijek. Jest ponoc takie okreslenie po angielsku , które ujmuje, iz Belgowie zakaldaja swoje domy i sa prorodzinni i zamknieci na cała reszte. Ja z przekasem twierdze, ze przejeli sposób zachowania od swoich sasiadów zydów i sie izoluja jak oni:)))) Dnia drugiego od samego rana wyruszylyśmy na galeryjny szlak, nogi mi odpadaly, ok 17tej zamykali galerie, wiec wrocilysmy sie przespac aby miec siły na wieczor. Wieczorami przesiadywałyśmy w jednym miejscu zwanym "Nosorozcem", poznalysmy gitarzyste ze USA, imienia nie pamietam bardzo sympatyczna postać.Ogólnie relaksowałyśmy sie najlepiej jak potrafiłyśmy. Tego dnia jadlam najlepszy chyba posilek od ??? dawna, tortila ze szpinamiem , orzechowym humusem i do tego surówka z selera z gesta smietana, tekstura kazdego kesu byla mistrzoska z bogata barwa smaku. Miejsce gdzie to serwuja znalazlysmy przypadkiem , bylam bardzo glodna i bylo mi obojetnie gdzie zjem wiec bylo to pierwsze lepsze miejsce ale zarazem najlepsza dotychczas napodkana restauracja w jakiej jadłam, menu jest tylko po holendersku a otwieraja od 17tej. do konca zycia moglabym tylko to jeść:)) Zawsze bedac w Amsterdamie sie gubiłam, gdyż wszystkie uliczki i kanaly byly dlamnie bardzo podobne, tym razem uzywalam mapy( czego zwyczajnie nie robie) i musze powiedzieć ,że dosyc sie zorientowalam.....chodz miałyśmy momenty zbłądzenia:) A nic nie wspomnialam o kadrze nauczycielskiej, pojechal moj prof od foto, z którym nie zamienilam ani słowa??? organizator- rozmawialismy jedynie o planach na zwiedzanie, para rastamanska, i jeszcze dwoch prof od rysunku i to byla dwujka w miare otwartych ludzi ktorzy podeszli do ciebie i porozmawiali normalnie. Moje odczucia co do mlodych belgijek jak i nauczycieli w sferze prywatnej jest prawie taka sama , sa bardzo zamknieci, ponoc południowa czesc Belgi duzo sie rózni sa bardziej przyjazni. Po powrocie jakies 10 min od kiedy weszlam do pokoju wpadla Jessica( dziewczyna od której wynajmuje pokoj) ze znajomymi i zaprosila mnie na domówke do sasiadów. Byłam zmeczona ale postanowiłam sie otworzyc i poznać ludzi- zakonczyłam poznawanie po 15min , kiedy zdenerwowana , slyszac flamandzki stwierdzilam ze nic tu pomnie i wróciłam. Widze ze znajomości wiekszych tu nie nawiąze wiec chciaz mam nadzieje, ze zrobie cos ciekawego za ten czas co tu jestem.

Brak komentarzy: